i to już nawet nie chodzi o to, że odchodzą, ale jak…
Ludzie są dziwni, znikają z czyjegoś życia takimi sposobami, że czasem do głowy nikomu by to nie przyszło. Oczywiście, robią to bez słowa, nie zdradzając swoich zamiarów, to akurat jest standard. Nie będę udawać tutaj świętej i mówić, że sama tak nigdy nie zrobiłam, ale zmieniam to - a właściwie już zmieniłam - wolę napisać prawdę, która owszem może na początku zaboli, ale przynajmniej nie pozostawi tej niepewności „a może napisze, a może coś się stało, a może…, a może…”. Niepewność wcale nie sprawia, że wyczekujemy radosnej niespodzianki. Wręcz przeciwnie, nastawia nas jeszcze gorzej i tylko powoduje nieustające zdenerwowanie czy frustrację, a w gorszych przypadkach po prostu smutek. Trudno o szczerość w dzisiejszych czasach, o jasne sprecyzowanie swoich oczekiwań - ludzie boją się mówić wprost, dotyczy to i mnie (tak, to też zmieniam), mimo że to wiele ułatwia, nie pozostawia niedomówień, niedopowiedzeń, nieprzespanych nocy, całodniowych przemyśleń czy niekończących się analiz przywołujących każdą możliwość. Pisząc z perspektywy kobiety łatwiej mi będzie opisywać przypadek, kiedy to facet tak postępuje, „odchodząc”, ale swoje niechlubne „odejścia” również opiszę. Zastanawiając się dzisiaj, po kolejnym przypadku męskiego „odejścia”, doszłam do wniosku, że kobiety powinny zbierać doświadczenia z każdej takiej sytuacji (bo nie oszukujmy się na pewno może zdarzyć się ich więcej) powinny być bardziej egoistyczne, a mniej egocentryczne, nie skupiać się na sobie, ale robić coś dla siebie, czerpać dla siebie, i dla siebie zdobywać wiedzę o samych sobie. Bo tylko poznając siebie dojdziemy w końcu do momentu, kiedy zadamy sobie pytanie „a po co Ci on/ona?” (to pytanie jest okrutną kradzieżą, ale mam nadzieję, że jego autorka nie zabije mnie za jego użycie :D).
Mówi się, że nie kocha się za coś, ale pomimo czegoś. Pełna zgoda, w taki
sposób trzeba mówić o miłości, ale zanim ona nastąpi, przechodzimy przez inne
stany: zauroczenia, zadurzenia, pożądania itd., wtedy też powinno pojawić się
pytanie „a po co Ci to?”. Właśnie po to, żeby ten stan odróżnić, żeby móc
szczerze powiedzieć, oczekuję od Ciebie tego i tego, mogę Ci dać to i to. To
tak niewiele, a jednak aż tyle. Bo co zrobić, kiedy czyny przeczą, temu co ktoś
mówi? Co wtedy myśleć? Pierwsze co przychodzi do głowy, to „a może to ja coś
złego zrobiłam, mogłam powiedzieć, to albo to, nie zrobić tego i tego”. I znowu
analiza… . A przecież nie staniemy się nagle kimś innym. Skoro postąpiliśmy
tak, a nie inaczej, to znaczy, że tak postąpilibyśmy zawsze. Dlatego cokolwiek
nie wyjdzie, miało nie wyjść, bo to nie to, bo to nie ten, bo to nie ta. Nie
mam zamiaru się wymądrzać i mówić, że trzeba przejść nad tym do porządku
dziennego, tak bez żadnej reakcji, ale nie trzeba też tego straszliwie roztrząsać.
Lepiej iść na wódkę czy inny alkohol i odreagować wznosząc toast za „zdrowie
facetów, którzy Was/Nas zdobyli, frajerów, którzy stracili i farciarzy, którzy
poznają” (cytat krążący wszędzie w Internecie, a mało, kto wie, że z filmu „The
Wedding Date”). Jeśli jednak uważacie, że alkohol to zło, to niech to będzie
gorąca czekolada - nieważne, że ma kalorie, ważne, że będzie smakowała
wyśmienicie, ale za każdym razem inaczej - to na pewno. I nie warto obawiać się
szukania, otwierania na nowe znajomości, poznawania wciąż nowych ludzi - to
zostaje w każdym człowieku, lekcja tego kim jest i czego oczekuje.
Chodźcie na
randki, wyciągajcie wnioski z tych strasznie nieudanych jak i z tych
fantastycznych. Szukajcie tego czego pragniecie, sprawdzajcie czy to faktycznie
to, czy po jakimś czasie pytając się siebie „a po co Ci on/ona?” stwierdzicie
„pomimo tego i tego, bo ten ktoś sprawia, że to <<pomimo>>
przywiązuje Cię do niego/niej”. Na pierwszy raz, to by było tyle… ciąg dalszy odchodzących i przychodzących nastąpi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz